Herbata w Niemczech
Autorką tekstu jest: Nina (polschland.blogspot.com). Tekst powstał we współpracy z Klubem Polek na Obczyźnie
Niemcy są, z małym wyjątkiem, o którym napiszę później, krajem raczej kawowym. Wydaje mi się, że większość dorosłych zaczyna dzień od porannej kawy (Kaffee), w pracy pije południową, a w domu popołudniową. Z przyjaciółmi i znajomymi umawia się raczej na kawę (Kaffeetrinken).
Kawę wypić można na szybko w Stehcafé, czymś w rodzaju piekarni z częścią konsumpcyjną. Do kawy konieczna jest jakaś przekąska (np. precel, ciastko) oraz gazeta. Nazwa Stehcafé odnosi się właściwie do stolików, przy których się stoi, jednak w ostatnich latach wiele lokali przeobraziło się znacznie, oferując klientom dogodniejsze warunki.
Młodzież chętnie spotyka się w kawowych sieciówkach (Kaffeekette), starsi – w Konditorei-Café, kawiarnio-cukierniach, dość mocno „ą-ę”. Niestety, na każdym niemal rogu sprzedaje się też coffee to go – co owocuje górami śmieci. Uważam, że taka forma sprzedaży powinna być zakazana i nie mogę się nadziwić, że w bardzo ekologicznych skądinąd Niemczech zdobyła tak wielką popularność.
Do niemieckiej tradycji należy na pewno połączenie Kaffee und Kuchen. Kawa i ciasto są nierozłączne jak Bonnie i Clyde czy Flip i Flap. Do filiżanki kawy coś słodkiego po prostu być musi! Najlepiej oczywiście, kiedy jeśli wypiek jest domowej produkcji. Wiele kawiarni proponuje klientom promocyjne ceny na zestaw „kawa plus ciasto”.
Kaffee und Kuchen to także stała zbitka pojęciowa jeśli chodzi zaproszenie na jakieś spotkanie w miłej atmosferze (tzw. gemütliches Beisammensein). Czytasz i od razu wiesz, że będzie smacznie i przyjemnie. Uwielbiają je zwłaszcza emeryci, mający naturalnie sporo czasu na takie posiedzonka. Kawa pojawia się w takich powiedzeniach jak Kaffeetratsch, tj. ploteczki przy kawie, czy Kaffeekränzchen – regularne damskie spotkania przy kawce (dosłownie: kawowy wianuszek; przenośnie też kółko wzajemnej adoracji).
Ostatnimi czasy przygotowywanie kawy w domu wielce zyskało na randze. Symbolem statusu stały się nowoczesne ciśnieniowe ekspresy do kawy na kawę w saszetkach, ziarnistą, mieloną, w kapsułkach, o wyglądzie super-hiper nowoczesnym bądź retro. Ich ceny (do kilku tysięcy euro) potrafią przyprawić o zawrót głowy. Ekspresy do herbaty nie rozpowszechniły się jeszcze.
Jeśli chodzi o rodzaje podawanych w lokalach kaw, to nie trzeba znać niemieckiego, żeby wybrać coś dla siebie. Mamy tu Cappuccino, Espresso, Café au lait, Latte Macchiato itd. Turysta z Polski powinien mieć na uwadze, że przetłumaczony dosłownie na niemiecki/angielski zwrot “biała kawa” (czyli czarna z mlekiem) może zostać niezrozumiany. Byłam świadkiem, kiedy kelnerka odpowiedziała Polakowi, że takiej nie serwują i nie znają, po czym przyniosła do sąsiedniego stolika dokładnie to, co ów polski znajomy miał na myśli. Po wyjaśnieniu nieporozumienia okazało się, że skojarzyła to dosłownie z bielą, sugerując się rozróżnieniem na białą i ciemną czekoladę.
W Polsce rozpowszechniło się przekonanie o dobrej jakości niemieckiej kawy, która ma być lepsza niż ta sprzedawana nad Wisłą. Nie jestem kawoszem, więc ani nie potwierdzę, ani temu nie zaprzeczę. Najbardziej znanymi niemieckimi markami kawy są Tchibo i Dallmayr. Pod szyldem tej pierwszej działa sieć kawiarno-sklepów, oferująca także ubrania, dekoracje, akcesoria kuchenne itp. Druga nazwa kojarzy się natomiast z luksusem. Monachijskie delikatesy (Dallmayr Delikatessenhaus) mają ponad trzystuletnią historię i są jednymi z największych w Europie. Corocznie przyciągają blisko półtora miliona turystów. Jednym ze sztandarowych produktów jest oczywiście kawa, którą mieli się też na miejscu.
W kartach niektórych lokali i w sklepach można znaleźć ponadto kawę bezkofeinową; do kultowych marek należy Kaffee Hag.
Regionalnym specjałem Fryzji Północnej (Nordfriesland) jest Pharisäer, czyli „faryzeusz”. To napój w stylu Irish Coffee, tj. kawa z rumem i bitą śmietaną na wierzchu. Przyrządza się go z mocnego naparu, słodzi cukrem w kostkach i dolewa 4 cl 54% jamajskiego rumu. Śmietany nie miesza się z resztą. Tego, kto to niebacznie uczyni, tradycja zobowiązuje do postawienia następnej kolejki. „Faryzeusza” serwuje się w specjalnym kubku z podstawką. Może go zatrzymać ten, kto dał radę wypić osiem kubków z rzędu. Powiada się, że owa „kawa z prądem” powstała na wyspie Nordstrand w XIX wieku, w latach, kiedy działał tam pastor Georg Bleyer, zagorzały abstynent. W jego obecności wystrzegano się picia alkoholu – do czasu chrzcin siódmego dziecka rolnika Petera Johannsena. Wówczas to gospodarze uciekli się do podstępu i zmieszali kawę z rumem, przykrywając ją czapą śmietany, która zapobiegła parowaniu alkoholu. Pastor pił oczywiście bezalkoholową wersję i dopiero po jakimś czasie odkrył, co jest przyczyną powszechnej wesołości reszty towarzystwa. Wykrzyknąć miał wówczas: „O, wy faryzeusze!”. I pod którą to nazwą napój znany jest do dziś.
W Niemczech popularna jest zarówno herbata czarna, jak i zielona, a także hebatki owocowe i ziołowe, o smakach naturalnych i różnych innych, np. karmelowym, waniliowym, wiśniowo-bananowym, drinka „Hugo” itp. Chętnie pije się napar z zalanego wrzącą wodą korzenia imbiru, a także rooibos.
Picia herbaty nie celebruje się w jakiś specjalny sposób. No, chyba że jesteśmy akurat w północno-wchodnich Niemczech, we Fryzji Wschodniej (Ostfriesland). Wykształciła się tam bowiem bardzo bogata tradycja picia herbaty (tzw. Ostfriesische Teekultur), sięgająca początków XVII wieku. Region ten specjalizował się w handlu herbatą, dostarczaną przez Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską. Napój ów szybko zajął miejsce piwa, dotychczas najpopularniejszego trunku i stał się nieodłączną częścią tożsamości mieszkańców. Wydawanie sporych sum na importowany produkt nie było w smak królowi pruskiemu Fryderykowi II, który pod koniec XVIII wieku starał się odzwyczaić Fryzyjczyków od herbaty za pomocą specjalnych rozporządzeń (tzw. wojna herbaciana/Teekrieg). Zalecały one np. picie melisy zamiast „chińskiego ziela” oraz warzenie większej ilości piwa. Nie przyniosły jednak oczekiwanych skutków; kwitł przemyt, a herbatę pito potajemnie. W końcu król poddał się i zezwolił poddanym na picie „jadu chińskiego smoka” bez ograniczeń. Herbatę szmuglowano do Fryzji także podczas napoleońskiej blokady kontynentalnej w latach 1778-1780. Ciężkie czasy dla amatorów herbaty nastały ponadto w latach I i II wojny światowej. Po zakończeniu II wojny Fryzyjczycy wpadli wręcz w szał robienia zapasów. W tym celu udawali się do Zagłębia Ruhry, skąd w zamian za słoninę, jaja i masło przywozili górnicze herbaciane racje. Chomikowanie trwało do początków lat 50. ubiegłego wieku.
Kilka słów poświęcić należy tradycyjnym naczyniom, których się używa. Szczególnym upodobaniem obdarzyli Fryzyjczycy porcelanę z Wallendorfu (Wallendorfer Porzellan) i jej sztandarowy produkt, drezdeński serwis herbaciany (fryz. Dresmer Teegood) w niebieskie wzory (Blau Dresmer) lub w czerwone róże (Rood Dresmer). W skład owego zestawu wchodzą: dzbanek z podgrzewaczem, filiżanki, łyżeczki, dzbanuszek na śmietankę i specjalna łyżeczka do niej (Rohmlepel), sitko, cukiernica na kandyzowany cukier zwany Kluntje i srebrne szczypce. Kiedyś dawano je dziewczętom jako prezent w dniu konfirmacji, jako pierwszą część posagu. Tutejszy tea-time to po fryzyjsku Teetied, przypadający na godzinę 15.00. Oprócz popołudniowego picia herbaty, mamy też przedpołudniowe, o 11.00 (Elführtje). Wielu Fryzyjczyków pija ją jeszcze późnym wieczorem, około 21.00.
Fryzyjska ceremonia picia herbaty to nie tylko uczta dla podniebienia, ale także dla oczu i uszu. Jak zatem przygotować herbatę we fryzyjskim stylu? Dzbanek na herbatę wyparzamy wrzątkiem i wylewamy go. Wsypujemy herbatę – na każdą filiżankę przeznacza się jedną łyżeczkę herbaty plus jedną dla czajniczka. Następnie zalewamy ją gorącą wodą do 2/3 wysokości dzbanka i odstawiamy na na podgrzewacz ze świeczką. Po około czterech minutach dolewamy wody do pełna. Do filiżanki wkładamy szczypczykami bryłkę kandyzowanego cukru i wlewamy przez specjalne sitko gotowy napar, ale tylko tyle, aby ledwie go zakryć. Gorący płyn powoduje miłe dla ucha pękanie Kluntje. Kropką nad i jest śmietanka, którą wlewamy powoli do filiżanki przy pomocy specjalnej łyżeczki, najlepiej na jej brzegu. Teraz chwila przerwy… Obserwujemy, jak w filiżance tworzą się słynne białe obłoczki, tzw. Wölkchen/Wulkje.
Uwaga! Śmietanki nie wolno mieszać z herbatą! Zmieszanie spowodowałoby zniszczenie śmietankowych wzorków, a całość byłaby za słodka. Pijąc, należy wyczuć kolejno trzy smaki: gorzkawy, śmietankowy i słodki. Niech nie korci Was sięgnięcie po łyżczkę, pełni ona zupełnie inną funkcję.
W dobrym tonie jest wypicie co najmniej trzech filiżanek herbaty. Są one małe, więc to nie tak dużo. Włożenie łyżeczki do filiżanki jest czytelnym sygnałem dla gospodarzy spotkania, że gość nie będzie pił już więcej.
Do herbaty oczywiście nie zaszkodzi przekąsić coś słodkiego. Klasykiem jest Ostfriesenorte, czyli tort wschodniofryzyjski z jasnego biszkoptu przełożonego śmietaną i z rodzynkami w alkoholu.
Najważniejsze zostawiłam Czytelnikom na koniec. Jaki właściwie rodzaj herbaty pija się we Fryzji Wschodniej? Tradycyjnie jest to mieszanka herbat odmiany Assam, dająca ciemny, mocny napar. Najbardziej liczącymi się firmami są Bünting, Thiele i Onno Behrends, oferujące własne mieszanki.
Będąc we Fryzji musicie koniecznie odwiedzić jedną z miejscowych herbaciarni (Teehaus) i sami wszystkiego spróbować!
Cześć
W akapicie 10 artykułu znajduje się pewna nieścisłość historyczna. W latach 1778-1780 w Europie miała miejsce blokada kontynentalna związana z wojną o niepodległość USA. Napoleońska blokada kontynentalna miała miejsce w latach 1806-1812.
Link do odpowiedniego artykułu wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Blokada_kontynentalna
Pozdrawiam
„Faszysta historyczny”